środa, 23 kwietnia 2014

Chapter 3

-Sharon?
-Oh, hej przyjacielu ! – wybełkotała blondynka patrząc na chłopaka nieprzytomnym wzrokiem.
-Co ty tu robisz? Nie powinnaś być w domu, na lekcjach czy gdziekolwiek?- dziewczyna zachichotała głośno i poprosiła barmana o kolejną kolejkę.
- Wiesz, słońce. Czasy się zmieniły, a Eric to podła sójka!
- Sójka?
- Szuja, do cholery! Głuchy jesteś czy co? – niebieskooka spojrzała  na szatyna po czym duszkiem wypiła alkohol.  – Tak, w ogóle Eric prawie mnie zgwałcił. Rozumiesz to? – zaśmiała się przechylając się na krześle. Chłopak złapał krzesło Sharon i spojrzał w stronę kolegów wzrokiem z kategorii „następnym razem pogadamy”.  
- Wiesz, Shar chyba powinniśmy pojechać do domu, tam wszystko mi wytłumaczysz. Choć skarbie – powiedział, a potem wziął swoją przyjaciółkę za rękę i pokierował w stronę wyjścia.
Chłodne powietrze owiało ich ciała, ciemna blondynka  uśmiechnęła się lekko i wsiadła do samochodu bruneta.
-Więc gdzie mieszkasz? – spytał się chłopak, wyjeżdżając z parkingu.
- Nie chcę jechać do mojej willi . Maria będzie na mnie wściekła. Ominęłam kolacje z Choel’em, nie byłam u fryzjera i kosmetyczki i bla bla bla.
- Czyli jedziemy do mnie?- spytał się szatyn z łobuzerskim uśmiechem. Dziewczyna jedynie kiwnęła głową i dotknęła ręką uda chłopaka nie daleko od jego kolegi. Brązowooki spiął się i zacisnął mocniej ręce na kierownicy. Natomiast blondynka, jakby nigdy nic sunęła ręką coraz bliżej jego krocza. Szatyn starał się zatrzymać jęki które chciały wydostać się z jego ust, nerwowo poprawił się na siedzeniu. Jednak tak czy owak jego koleżka coraz bardziej stawał. Uratowało go dojechanie pod mały, dość zniszczony blok.  Szybko wysiadł z auta, a potem czekał na Sharon. Blondynka spokojnym krokiem, trochę chwiejnym wyszła z samochodu i kierowała się w stronę bruneta. On natomiast nie zważając już na nią zamknął jego cacko i pobiegł do mieszkania. Niebieskooka próbowała go dogonić, co trwało dość długo.

Dom chłopaka był ładnie urządzony, jednak ją to nie obchodziło. Szukała wzrokiem „swojego słoneczka”, co zajęło jej krócej niż dotarcie do budynku. Podeszła do niego kręcąc biodrami.  Szatyn nie wytrzymując napięcia podszedł do niej i pchnął ją brutalnie na ścianę, po czym zachłannie wbił się w jej usta. Przez pocałunek przekazywali sobie jak mocno tego pragnęli. W tamtym momencie łączyło ich tylko pożądanie. Brunet, zjechał rękoma na pupę blondynki. Ta rozumiejąc jego gest podskoczyła, a chłopak podniósł ją. Ich ciała były coraz bliżej, z wielką prędkością ocierali się o siebie.  Sharon zjechała pocałunkami na szyję chłopak robiąc mu małe malinki. W mieszkaniu można było usłyszeć jedynie ich przyśpieszone oddechy i głośne jęki.  Małymi kroczkami kierowali się na kanapę. 

Chłopak całował dekolt dziewczyny, wiedział, że nie może uprawiać z nią seksu. Jednak teraz nie potrafił się od niej oderwać.  Dziewczyna była bardzo seksowna i wiła się pod nim coraz jęcząc.  Co raz brutalnie ocierali się o siebie.  Blondynka miała zaraz dojść, co bardziej podniecało szatyna. Jednak nie chciał jej stracić, opinia dziewczyny nie polepszała niczego więc postanowił, że gdy on i ona dojdzie po prostu to skończy i pójdzie do pokoju. 
Gdy skończyli uprawiać suchy seks, brązowooki dał jej ostatni pocałunek i szepcząc „Dobranoc” poszedł do pokoju.  Ciemna blondynka była zmęczona więc ułożyła się wygodnie i szybko zasnęła.

Rano

Jasne promienie słońca przedostawały się przez zasłony w salonie. Głowa dziewczyny bolała niemiłosiernie. Wolno podniosła się na łokciach i rozejrzała się po domu. Nie pamiętała jak się tu znalazła i tym bardziej co tutaj robiło. Jedyne co miała w pamięci to to, że upijała smutki w Bar Center. Później była już tylko pustka.  Blondynka rozejrzała się po pomieszczeniu i powoli ( żeby nie przyswoić sobie większego bólu ) wstała z kanapy. Kierowała się w stronę kuchni którą widziała wcześniej kątem oka. Z salonu widziała jedynie lodówkę, ale tak czy owak nawet w tym stanie domyśliła się co to za pomieszczenie. Niebieskooka weszła do kuchni i pierwsze co zauważyła to nakryty już stół z dwoma talerzami. Nałożone były na nich pysznie wyglądające i pachnące naleśniki. Dopiero później zauważyła, że na jednym krześle siedzi jej „nieznajomy przyjaciel”.
-Hej – mruknęła po czym usiadła na krześle zabierając się za konsumowanie pożywienia. – Czy mógłbyś mi powiedzieć co tu robię?
- Nic wielkiego – zachichotał brunet. – Uratowałem Cię przed zapiciem się wódką czy cokolwiek to było.
- Dzięki – powiedziała dziewczyna z lekkim uśmiechem. Wtedy do głowy wpadł jej jeden pomysł. Nie wiedziała czy przypadkiem przez to nie wywali ją z domu, jednak miała straszny problem w myślach. Nie potrafiła znaleźć nowych nazw dla owego chłopaka. – Mmm, przyjacielu?
- Tak? – powiedział chłopak jedząc swojego naleśnika.
-Jak masz na imię? – spytała się blondynka, dłubiąc widelcem w jedzeniu. Nastała kilku sekundowa cisza. Dziewczyna nie wiedziała co się teraz stanie. Czy dostanie odpowiedź, czy może zostanie wywalona na zbity pysk? W jej głowie postawały co raz nowe scenariusze, a cisza robiła się coraz bardziej niezręczna. Przerwał ją cichy kaszel.
-Jason – mruknął.
- Ładnie imię – zaśmiała się perliście blondynka wstając od stołu wraz z talerzem. Odstawiła go do zlewu i podeszła do Jason’a. Mocno go przytuliła i powiedziała :
- Dziękuje, że mi powiedziałeś. W Twoim przypadku to dużo dla mnie znaczy.
Chłopak jedynie mruknął coś pod nosem, a niebieskooka poszła do holu. Nałożyła na siebie cienką kurtkę, a później włożyła buty.  Pożegnała się jeszcze z Jason’em i wyszła z mieszkania. Tanecznym krokiem wyszła z klatki i z wielkim uśmiech na twarzy kierowała się w stronę piekła. Nie obchodziło ją w tym momencie, że jej matka będzie się na nią drzeć. Nie obchodziło ją także to, że zapewne dostanie jakąś karę z „katalogu” ojca. W tym momencie cieszyła się, że dowiedziała się jak ( dotychczas ) najważniejsza dla niej osoba ma na imię. I na razie wolałaby żeby ten dzień skończył się na tak wspaniałym wydarzeniu, wiedziała jednak, że to dopiero początek.



Przepraszam, że rozdział jest krótki. I to bardzo, jednak były święta ( które przy okazji mam nadzieje, że wspaniale spędziliście ;* ) i nie miałam za bardzo czasu napisać rozdział. Jeździłam do dziadków i musiałam sprzątać z mamą cały dom.  Pisałam ten rozdział dzisiaj i na tym momencie skończyłam bo nie chciałam was zawieźć jak to było na pierwszym blogu. Postarałam się o moment z Jason’em i Sharon. Ogólnie cały ten rozdział jest tylko z nimi więc to coś w stylu wynagrodzenia za to że jest taki krótki. Sprawdzać błędów nie sprawdzałam za co przepraszam jednak  nie będę później na internecię i nie mogłam bym go dodać. Dziękuje za komentarze i do zobaczenia

środa, 16 kwietnia 2014

Chapter 2

-Co ty tu robisz, kurwa?!
-Emm, ja przechodziłam obok twojego pokoju i… - wyjąkała dziewczyna – walnęłam się o stół!
-To dlaczego kurwa jesteś w moim pokoju?!– zapytała się brunetka patrząc na siostrę jak na idiotkę.
- No bo się przewróciłam – wyjąkała dziewczyna, szybko wstając z podłogi.
- Okeeej, w takim razie spadaj do swojego pokoju plastiku – warknęła Kaltain i z trzaskiem zamknęła drzwi. Sharon wypuściła powietrze z ust i pobiegła do swojego pokoju. Postanowiła jak najszybciej wyrwać się z domu żeby nie spotkać brunetki. Podeszła do ogromnej garderoby i wybrała białe shorty, czarną bluzkę na ramiączkach i biało-czarne conversy. Z ubraniami pobiegła do łazienki, gdzie szybko się przebrała i popsikała perfumami. Gotowa wzięła telefon i wyszła z domu.
Powolnym krokiem szła do parku. Przechodziła obok śpieszących się ludzi i dzieci wracających ze szkoły. Rozglądała się dookoła i nawet nie zauważyła kiedy dotarła na miejsce. Usiadła na pierwszej lepszej ławce i zaczęła rozmyślać. To o tajemniczym koledze, a to o szkole. Ogólnie o całym jej popieprzonym życiu. Kiedy nastała pora obiadu  jak na zawołanie zaczęło burczeć w brzuchu  blondynki. Dziewczyna zachichotała z samej siebie i ruszyła do baru obok.
Ciemna blondynka usiadła przy pustym stoliku. Wzięła do ręki kartę dań i przeskanowała ją wzrokiem. Kilka minut później do jej stolika podeszła ruda kelnerka.
- W czym mogę pomóc? – spytała się młoda kobieta  patrząc na chłopaków kilka stoików dalej.
-Poproszę hamburgera z frytkami i colą– uśmiechnęła się Sharon. Jednak ruda dziewczyna zignorowała to zamówienie i skierowała się do chłopaków. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji. Jedyne co przyszło jej do głowy to krótkie zdanie:
- Ej suko może tak najpierw zapiszesz moje zamówienie, a dopiero później pójdziesz im obciągać w koncie co? – blondynka stała oparta o stół ze złowrogim spojrzeniem wbitym w plecy rudej dziewczyny. Każdy w tym momencie patrzył na niebieskooką, która nie zwracała na to w ogóle uwagi. Kelnerka szybko podeszła do dziewczyny i zapisała zamówienia ( które nawiasem, musiała znowu powiedzieć ) po czym pobiegła do kolejnego pomieszczenia.
Spokojna Sharon usiadła na siedzenie i czekała na zamówienie. Przyniósł je przystojny kelner, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Powoli zjadła jedzenie, po czym zapłaciła i wyszła.  
***
Blondynka cichutko otworzyła drzwi od willi.  Może nie było późno, ale Russo nie chciała spotkać swojej rodziny. Wolała pójść do pokoju i położyć się spać. Jednak jak zawsze coś musiało pokrzyżować jej plany. Tym razem był to dzwoniący telefon.
 - Sharon Brooklyn Russo, do salonu! – po domu rozniósł się stanowczy głos ojca blondynki. 
- Hej tatusiu, hej mamo- powiedziała dziewczyna siadając obok swojej rodzicielki na kanapie.
- Chcieliśmy pogadać z tobą o balu. Zostało mało czasu, a ty jeszcze nie masz sukienki, ani nie obgadałaś spraw z Choel’em! – wykrzyknęła Maria uderzając ręką o kolano.
- Tak wiem mamo – sapnęła blondynka wywracając oczami. Ojciec dziewczyny przyglądał się całej sytuacji, wiedział jak ważny jest dla jego żony ten bal. Dzięki niemu mogli zdobyć dwa razy więcej pieniędzy. Musieli tylko zrobić coś żeby ich córka wyglądała jak księżniczka.
- Właśnie, że nie wiesz! Czy ty rozumiesz że całe te przygotowania potrwają góra trzy tygodnie?! Czasu jest mało, a my jeszcze nie zaczęliśmy! – oburzyła się matka patrząc na córkę poważnym spojrzeniem.
- Dlatego Brooklyn postanowiliśmy zrobić ci plan, co kiedy zrobić. Na pewno sobie poradzisz – powiedział mężczyzna używając drugiego imienia blondynki.
- Plan? – spytała dziewczyna z szeroko otwartymi oczami.
- Tak i wcielisz go życia od jutra, kochanie – powiedziała Maria wstając z kanapy. – I masz sobie poradzić Sharon Brooklyn Russo. Chyba  wiesz co może cię spotkać jeśli ci się nie uda? – mruknęła jeszcze kobieta i nie czekając na odpowiedź córki  wraz z mężem skierowali się do swojego pokoju.
Niebieskooka siedziała jeszcze chwile nieruchomo. Żeby się otrząsnąć potrząsnęła głową i skierowała się do swojego pokoju. Kiedy już się w nim znalazła, położyła się na łóżku, a Morfeusz szybko zabrał ją do krainy snów.

Ciepłe promienie słoneczne, przedarły się przez zasłony okien tym samym świecąc prosto na twarz blondynki.  Dziewczyna otworzyła oczy i powoli zaczęła przyzwyczajać się do światła. Usiadła prosto na łóżku, po czym delikatnie z niego zeszła . Skierowała się w stronę wielkiej garderoby. Wybrała z niej sukienkę w kwiatki do kolan i pasujące do tego szpilki. Uśmiechnięta poszła do łazienki gdzie wykonała wszystkie poranne czynności. Gotowa wyszła z pomieszczenie i poszła do kuchni. Czekało już tam na nią ciepłe śniadanie i plan balu.  Nie zwracając uwagi na kartkę papieru zaczęła jeść. Delektowała się smakiem, a kiedy skończyła włożyła naczynia do zmywarki. Spoglądnęła kątem oka na plan.  Troszeczkę zaciekawiona co takiego mogliby napisać tam jej rodzice wzięła kartę do ręki.

PLAN :
Dzisiejsze zadanie:
1. O godzinie 16:30 pójdź do fryzjera. Usiądź na pierwszym siedzeniu. Podejdzie do Ciebie brązowo włosa kobieta po trzydziestce. Nie będziesz musiała mówić jej co ma zrobić gdyż jej to powiedzieliśmy. Nie martw się, wszystko zostało opłacone.

2. Jesteś umówiona na 17:50 do kosmetyczki. Ma za zadanie „odnowić Ci cerę” jak to mówi twoja matka. Będziesz musiała donieść jej pięć złoty, nam nie za bardzo chciało się je dawać.

3. O 19:00 idziesz na kolacje do rodziców Choel’a omówić sprawy balu. Prosimy Cię nałóż zestaw, który Ci przygotowaliśmy. Przyniesie go Pani Terrie. Umaluj się i nie zepsuj fryzury!

4. Kiedy kolacja się skończy masz wrócić prosto do domu.

Kartki będą się pojawiały codziennie nie musisz się o to martwić kochanie. Większość rzeczy będzie opłacone jeśli będzie taka potrzeba.

PS Nie będzie nas dzisiaj wieczorem. Kaltain będzie u znajomych. Nie rób żadnej imprezy i nie wychodź z domu. Miłego dnia.
Buziaki Rodzice :*

Blondynka podtrzymywała się stołu, jej oczy prawie nie wyszły na wierzch z szoku. Buzia leciutko się otworzyła.  Ogólnie mogła przeżyć wizytę u fryzjerki i kosmetyczki. Nawet to że musiała by dopłacić te pięć złoty ( co dla niej było dosłownym absurdem, że nie mogli zrobić tego sami ). Jednak kolacja u Choel’a przekroczyła wszelkie granice. Sharon nienawidziła tego chłopaka z całego serca. Gdyby nie to że jej rodziciele pracują z jego rodzicami nigdy by go nie poznała i tak naprawdę byłaby z tego ogromnie zadowolona. Choel był dla niej ogromnym dupkiem, a teraz okazuję się, że właśnie dzisiaj musi spotkać się z jego rodzicami na kolacji. Cały dzisiejszy dzień był dla niej wyzwaniem.  I wiedziała, że musi go wygrać.

***

Pewnym krokiem szła przez korytarz, sukienka dziewczyny podskakiwała, a promienie słoneczne oświetlały jej twarz. Wyglądała jak anioł.  Jednak ktoś kto widział ją codziennie wiedział, że pod tą twarzą anioła kryje się demon.  Było już kilka minut po dzwonku, a dziewczyna w ogóle się nie śpieszyła. Cisza była w tamtym momencie muzyką dla jej uszu, ale zawsze musiało się coś stać. Usłyszała za sobą kroki, spodziewała się już kogo mogą one być.  Leniwe odwróciła się w stronę postaci za nią i prawie i krzyknęłaby z przerażenia. Stał za nią Eric, jego dotąd zielone oczy z iskierkami szczęście były całkowicie puste. Na dodatek miał wory pod oczami i był cholernie blady. Zbliżał się do niej. Sharon stała tam  na środku korytarza sparaliżowana strachem.
-Ignorowałaś mnie Brooklyn – szepnął Eric.
- Nie skądże – powiedziała blondynka machając głową na boki.
- Kłamczucha? Niefajnie chyba będzie trzeba coś z tym zrobić – powiedział chłopak z szatańskim uśmiechem. Złapał ją za nadgarstek i pociągnął w stronę męskiej toalety. Dziewczyna próbowała się wyrwać lecz bez skutku. Po jej policzkach spływały słone łzy. Makijaż mieszał się z nimi  i spływał, kapiąc na sukienkę.
-Eric, pr-pro-proszę Cię, zostaw mnie w spokoju – wyszlochała dziewczyna starając się wyrwać z silnego uścisku.
Chłopak gwałtownie się zatrzymał, przez co Sharon wpadła na jego plecy prawie się nie wywracając.  Odwrócił się do dziewczyny i mocno zamachnął uderzając ją w twarz. 
-Posłuchaj mnie suko! Masz szczęście, że kurwa za chwilę będzie dzwonek ale zapamiętaj sobie. Znajdę cię i wyrżnę tak mocno, że kurwa chodzić przez miesiące nie będziesz mogła! I nie będzie mnie wtedy obchodzić czy będziesz chciała czy nie! – popchnął Sharon na szafki po czym, rozglądnął się i odszedł w swoją stronę.  Niebieskooka szybko podniosła się z podłogi i pobiegła do swojego idealnego samochodu. W tym momencie mógł jej pomóc tylko nieznajomy z którym spotykała się co niedziele. Jednak nie miała nawet do niego numeru telefonu więc zostało jej jedynie pojechanie do Bar Center.  Wsiadła do swojego autka, odpaliła go i kierowała się w stronę starego budynku. Jechała 180 km/h. Nie interesowało ją czy łamie przepisy.  Ona chciała się tylko napić. Gdy była na miejscu, wyszła z samochodu, zablokowała go po czym skierowała się do baru.  

***

Blondynka siedziała na krześle barowym. Co raz zamawiała nową kolejkę czystej wódki. Skołtunione włosy spięła w kucyk. Nie przejmowała się tym, że każdy w pomieszczeniu dziwnie się na nią patrzy. Z opuchniętych oczu cały czas wylewały się strumienie łez.  Barman podający jej alkohol patrzył na nią ze współczuciem, a kilku chłopaków z tyłu  było  zainteresowanych  tym co robi tu dziewczyna. Od innych klientów dowiedzieli się, że jest już tam około godzinę.


 Przez drewniane drzwi wszedł szatyn o karmelowych tęczówkach. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając wzrokiem własnych kumpli. Zobaczył ich przy stoliku na tyłach. Ich wzrok skierowany był w stronę baru. Chłopak ze zmarszczonymi brwiami  spojrzał w tamtą stronę. Spostrzegł tam kruchą blondynkę. Gdzieś już ją kojarzył. Podszedł bliżej dziewczyny,  usiadł obok niej, a kiedy ta  spojrzała w jego stronę. Brunet znieruchomiał.

-Sharon? 

środa, 9 kwietnia 2014

Chapter 1


     Zimny powiew wiatru otulał twarz drobnej blondynki. Dziewczyna kierowała się w stronę parku gdzie zazwyczaj siedziała wraz z tajemniczym chłopakiem. Miała nadzieje, że on nadal tam siedzi gdyż ona spóźniała się już 10 minut. Maria ( jej rodzicielka ) zatrzymała ją przed wyjściem, gdyż chciała omówić bal karnawałowy własnej córki. Kobieta uwielbiała mieć nad wszystkim kontrole.
Dziewczyna powoli zbliżała się do celu kiedy ktoś zasłonił jej oczy.
-Nie ładnie jest się spóźniać…-wymruczał młody szatyn zdejmując ręce z jej twarzy.
-Przepraszam, moja matka chciała omówić sprawy balu – mruknęła ze smutnym uśmiechem patrząc się na bruneta.
-Oh, no tak pamiętam. Twoja mama nadal chcę żeby poszedł z tobą Choel? – spytał się chłopak zaciskając ręcę ze złości. Nigdy nie lubił Choel’a zawsze uważał go za samoluba, który lubił wykorzystywać dziewczyny. Oczywiście on nie był lepszy, uprawiał seks z dziewczynami na jedną noc, upijał się i brał narkotyki, no i oczywiście brał udział w licznych bójkach. Jednak zawsze gdy wspominała o nim dziewczyna miał jeszcze większą ochotę coś mu zrobić.
- Tak, wiesz przecież że jeśli się na czymś uprze to zrobi wszystko żeby się tak stało – westchnęła blondynka kierując się w stronę ich ławki. – Może opowiesz mi co robiłeś przez cały tydzień, kolego?
- Dzięki za zmianę tematu Sharon. Co robiłem? To co zawsze, wczoraj Celaya się na mnie uwzięła i chodziła wszędzie gdzie ja, rozumiesz to? Głupia suka…- sapnął chłopak przyglądając się swojej znajomej. – A co u ciebie?
- Kaltain robiła wszystko żeby rodzice dali mi jakąś karę. Natomiast w szkole to co zawsze Eric znowu zaciągnął mnie do męskiego kibla, a ja jak zwykle się poddałam. Candy i Charlotte starały się zniszczyć życie kujonów w naszej budzie… i to chyba wszystko.
Chłopak widząc niezadowoloną minę blondynki  przytulił ją do siebie i pogłaskał po główce szepcząc miłe słówka. Po chwili wziął dziewczynę za rękę i zaprowadził ją do drzewa.
-Pamiętasz? – spytał się brunet wskazując palcem na wyryty w drzewie napis. – Musisz być silna skarbie, nie daj się pokonać tym szmatom.
Sharon spojrzała w stronę napisu, lekko się uśmiechnęła i dotknęła kory wielkiego dębu.  Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Odwróciła się w stronę szatyna i mocno go przytuliła. Zimny wiatr zawiał w jej plecy. Dookoła nich nie było ani żywej duszy.  
-Dziękuje Ci -szepnęła przytulona do jego torsu.
-Nie ma za co.

Następnego dnia ona i jej siostra Kaltain kierowały się do szkoły.  Od wyjścia z domu Kalt cały czas wyzywała blondynkę od najgorszych.
- Wiesz co Sharon, jesteś zwykłą dziwką. Z kim będziesz się dzisiaj pieprzyć? Eric, Josh, a może Steve? – zapytała się brunetka, po czym wybuchła  gromkim śmiechem.
Jednak Sharon nie zwracała  na siostrę nawet grama uwagi. Była za bardzo zamyślona. Nadal męczyło ją to że nie zna imienia tajemniczego chłopaka. W sumie mogłaby się normalnie zapytać jednak po ostatnim wydarzeniu bała się to zrobić.

*Flashback*
-Wiesz co? To śmieszne znam Cię już kilka miesięcy czy coś takiego, a nadal nie znam twojego imienia – zaśmiała się blondynka patrząc na chłopaka swoimi niebieskimi oczami.
-Spieprzaj.
-Co? – zdziwiła się dziewczyna.
- Idź sobie stąd kurwa! – wrzasnął szatyn spychając Sharon z ławki.
*End Flashback*

Dziewczyna nawet nie zauważyła, że już jest przed szkołą. Na sobie miała normalny biały T-shirt i czarne rurki, przez co większość osób dziwnie na nią patrzyło. W sumie nawet się nie dziwiła, bo zazwyczaj nosiła wyzywające ubrania, a dziś? Ma tylko zwykły T-shirt, który łatwo kupić w Lumpeksie.  Pewna siebie szła przez korytarz wypełniony ludźmi. Jej „przyjaciółki” szły za nią obrzucając kujony i według nich brzydkie osoby wrogimi spojrzeniami. Sharon rozglądała się na boki. Nie chciała spotkać dzisiaj żadnego z chłopaków. Wiedziała, że się podda i znowu będą mogli ją wykorzystać. Z rozmyślania wyrwał ją upadek na podłogę.
-Przepraszam, tak bardzo Cię przepraszam! – zawołała dziewczyna podająca rękę blondynce. W oczach brunetki można było dostrzec strach. Natomiast w  oczach Sharon można było dostrzec iskierki gniewu.
-Uważaj jak chodzisz szmato– warknęła, podnosząc się z podłogi.
-J-ja przepraszam, naprawdę nie chciałam! - wyjąkała dziewczyna.
-Gówno mnie obchodzą twoje przeprosiny. Ktoś powinien nauczyć cię chodzić – powiedziała blondynka popychając brunetkę na podłogę.
Świta Sharon zaśmiała się, po czym jakby nigdy nic odeszła z miejsca wydarzeń. Russo jeszcze przez chwile stała nad  klęczącą dziewczyną, a później  z uśmiechem na twarzy poszła pod sale od matematyki.
***

       Ciemna blondynka siedziała na kanapie w swoim domu oglądając nudne seriale w telewizji. W pewnym momencie zachciało jej się pójść na spacer. Wstała z siedzenia i skierowała się do pokoju. Kiedy była już na drugim piętrze i przechodziła obok „raju”  swojej siostry usłyszała ciche pojękiwanie. Ciekawa Sharon podeszła bliżej drzwi przystawiając do nich ucho.  Nagle jęki ucichły, a drzwi otworzyły się na oścież, przez co dziewczyna wpadła do pokoju Kaltain ( która nawiasem mówiąc, była nieźle rozczochrana ).

- Co ty tu robisz kurwa?!
______________________________________

Jak sądzicie co odpowie Sharon? 

Co do rozdziału sądzę, że wyszedł mi nawet nawet. Coś się dzieje i jest średniej długości xD.  Jednak chciałam Wam moi czytelnicy coś napisać. Wiem, że może to nie których nie obchodzić ale chciałabym się wygadać XD. Byłam dzisiaj z najką na omegle i przez mili sekundy widziałyśmy Nialla Horana! Niestety nie pogadałyśmy z nim gdyż On od razu się rozłączył, a ja i moja przyjaciółka dopiero wtedy "obudziłyśmy" się i zaczęłyśmy na to reagować. 
Miłego dnia życzy Jula <3

środa, 2 kwietnia 2014

Prologue

Drogi Pamiętniku…

Nazywam się Sharon Brooklyn  Russo. Moje życie nie jest usłane różami, a szkoda.  W szkole jestem uznana za głupią dziwkę, natomiast w domu… niby mam wszystko co chciałby każdy : mam rodzeństwo, kupę kasy i mogę robić wszystko. Dosłownie. Tylko istnieją małe problemy… Moja siostra mnie nienawidzi i ma takie samo zdanie o mnie co cała nasza szkoła, na dodatek robi wszystko żebym w oczach rodziców wyszła jak najgorzej jednak to ja jestem „kochaną córeczką naszych stworzycieli”.  W szkole należę do elity jak to niektórzy mówią, niby moja siostra też do niej należy jednak ona jest… hmm jak to powiedzieć… kujonką? Tak to chyba dobre określenie. Bardzo się od siebie różnimy. Każdy facet chcę ją przelecieć i zabrać jej dziewictwo, jednak ona nikomu się nie daje, dlatego każdy chłopak idzie do mnie. Wiem, że chcą być bliżej mojej siostry ale potrzebuję kogoś kto sprawiałby mi przyjemność. Jednak nikt mnie nie zna tak jak On. Nikt nie wie jaka staję się w nocy. Co potrafię w tedy zrobić. Co tydzień, w niedzielę o godzinie 23:23 siedzimy w parku i rozmawiamy o całym naszym tygodniu. Co się wydarzyło i tak dalej. Potrzebujemy osoby której możemy się wyżalić, nasi przyjaciele są fałszywi, albo po prostu nie potrafimy pogadać z nimi na ten temat. Natomiast rodzice nam nie pomogą bo nie wiedzą jak to teraz w życiu jest. Tak naprawdę możesz uznać mnie za dziwną ale nie mam bladego pojęcia jak się nazywa. On wie o mnie wszystko, ja wiem tylko że zażywa narkotyki. Może jestem głupia ale bardzo go lubię dlatego staram się być zawsze koło niego.


PODSUMOWANIE :

                                                  ON JEST ĆPUNEM, A JA DZIWKĄ.